• Historie z UPA

    Bandy UPA na ziemi horynieckiej 10 – Poszukiwania „Szuma”

    Schwytani w Starym Bruśnie upowcy, którzy zgodzili się na współpracę, zeznali, że w lasach werchrackich znajdywał się bunkier z resztkami sotni „Szuma”, gdzie miał też przebywać sam „Szum”. Wczesnym rankiem utworzono kolumnę kilku samochodów wypełnionych żołnierzami i udano się do wskazanego miejsca przez informatora.

    Na miejscu otoczono bunkier i wystrzelono na znak rakietę, że akcja rozpoczęła się. Powoli kilkunastu żołnierzy podeszło do zamaskowanego wejścia, nieopodal strumyka. Informator podszedł do drzewa i odsłonił zamaskowane liśćmi wieko. Po otwarciu ukazał się pionowy tunel o wymiarach 50×50 cm prowadzący w głąb i potem skręcający. Wystrzelono do dziury rakietę dymną, ale nie było żadnych odgłosów. Postanowiono wydać polecenie, by ukrywający poddali się i wyszli bez broni, dzięki czemu ocaleją. Po pięciu minutach od postawienia ultimatum nadal była cisza, nic nie dały powtórne próby. W końcu z otworu dobiegły jakieś ciche rozmowy, naradzali się. Było ich tam pięciu, czterech chciało wyjść, jeden nie chciał. Po chwili wyszło czterech. Zaczęto namawiać ostatniego by wyszedł, ale nie dawało to efektu. W końcu postanowiono go wysadzić, przygotowano granaty i dano mu dwie minuty na wyjście. Jednak zdecydował się i wyszedł. Okazało się, że jednak „Szuma” tam nie było, ujęci banderowcy w przybliżeniu określili prawdopodobne miejsce bunkra, gdzie „Szum” miał być. Następnie przewieziono ich do PUBP w Lubaczowie na dokładne przesłuchanie.

  • Historie z UPA

    Bandy UPA na ziemi horynieckiej 9 – Łącznicy Stiaha

    W lecie 1947 roku w ramach Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego utworzono grupy operacyjne, które miały za zadanie przeczesywanie lasów i wyszukiwanie resztek oddziałów UPA. Podczas akcji otwierano szyk tyralierą i metr po metrze przeszukiwano lasy w poszukiwaniu podziemnych schronów. Co jakiś czas natrafiono na pojedyncze grupy upowców, czasem wywiązywała się walka, a czasem bandziory poddawali się. Podczas tych walk ginęli zarówno upowcy jak i żołnierze KBW.

    Pod koniec lipca 1947 roku o poranku, jedna z takich operacyjnych grup dotarła do Brusna Starego. Na skraju wsi były opuszczone zabudowania, po wysiedlonych Ukraińcach. 70 osobowa grupa żołnierzy rozlokowała się po zabudowaniach i stąd przez kilka dni robiono wypady do lasów przeczesując okoliczne miejscowości. W czwartym dniu w południe, wartownicy dostrzegli wychodzących dwóch mocno zarośniętych osobników w Polskich mundurach ze stajni. Szybko ich zatrzymano, okazało się, że byli to dwaj upowcy, którzy dobrze ukryci siedzieli w zamaskowanym bunkrze w stajni i w końcu postanowili wyjść, bo nie mieli zapasów żywności. Po rewizji osobistej okazało się, że nic przy sobie nie mają, znaleziono tylko dwa bergmanny w ich kryjówce. Okazało się, że byli to łącznicy krajowego prowidnyka „Stiaha”. Ich zadaniem było przekazywanie informacji od „Stiaha”, dowództwa OUN w Polsce z dowództwem w ZSRR. Postanowiono szybko pod eskortą 30 żołnierzy przetransportować ich do PUBP w Lubaczowie, gdzie dokonano dokładnych przesłuchań. Okazało się, że przenosili oni pocztę z lasów monastyrskich do ZSRR. Zawsze odbierali ją z innego miejsca, dlatego nie znali głównej siedziby „Stiaha”, wiedzieli tylko w której okolicy mogą być dwa główne bunkry: „Buk” i „Belweder”. Obaj zgodzili się współpracować i pomóc w odnalezieniu bunkra „Stiaha”.

  • II Wojna Światowa

    Pułkownik Kalabiński w okolicy Horyńca

    Gdy 20 września złamało się natarcie na Tomaszów Lubelski resztek Armii Kraków i Lublin, generałowie pozostawili wolną rękę oficerom w szukaniu dróg wyjścia z otoczenia. Dowództwo 55 dywizji piechoty płka Stanisława Kalabińskiego z drobnymi oddziałami 21 września osiągnęły Werchratę, tam niedoczekawszy się przebicia innych oddziałów udał się w kierunku na Horyniec. Zatrzymali się w Nowinach Horynieckich w gajówce 22 września, na następny dzień rozeszli się, dowiadując, że w Horyńcu stacjonuje batalion niemieckich motocyklistów i w okolicy wszędzie było wojsko. Według relacji Franciszka Nepelskiego z Nowin Horynieckich, żołnierze Wojska Polskiego zatrzymali się w Nowinach i potem przebrawszy się w cywilne ubrania postanowili uciekać na własną rękę w kierunku granicy Węgierskiej.

  • II Wojna Światowa

    Oddziały generała Andersa w Horyńcu szukają szpiegów

    24 września w nocy grupa operacyjna kawalerii gen. Andersa zatrzymała się na postój w rejonie Rudy Różanieckiej. Stąd gen. Anders zamierzał się przebić rajdem do granicy Węgierskiej. Podjęto marsz w kierunku na Płazów – Brusno – Horyniec. Pod Horyńcem 24 września 25 pułk ułanów idący w straży przedniej stoczył bój spotkaniowy z niemiecką kolumną pancerno-motorową. Następnego dnia (25 września) grupa kawalerii zatrzymała się w Wólce Horynieckiej, tam dołączyły resztki rozproszonych oddziałów, część oficerów zakwaterowanych została w pałacu Karłowskich. Grupa ta miała za zadanie znaleźć szpiegów, którzy donosili Niemcom. Jednym z nich był Alojzy Bill – Dyrektor Szkoły w Horyńcu, drugim leśniczy o nazwisku Drobik. Bill zdołał uciec (przedtem zakopał w sobie znanym miejscu kosztowności, potem jak ponownie wkroczyli Niemcy, przyjechał i je zabrał). Leśniczego Drobika złapano w leśniczówce, pod bronią nakazano mu zaprowadzić ich do drugiego szpiega. Drobik postanowił jednak uciekać koło bramy pałacowej i tam go zastrzelono. W nocy z 25 na 26 września oddziały Andersa udały się w kierunku Jaworowa. Po drodze napotkały na oddziały niemieckie i zostali rozbici.

  • Historie z UPA

    Bandy UPA na ziemi horynieckiej 8 – likwidacja roju z sotni „Szuma”

    W zwalczaniu leśnych band w 1946 roku pomagało wojsko, a potem KBW i WOP, razem z miejscowymi jednostkami milicji i UB. Wioski Ukraińskie były naszpikowane stronnikami OUN, którzy ostrzegali swoich partyzantów przed wojskiem, organizowali też dla nich zaopatrzenie w żywność. Było oczywiście dużo takich, którzy mieli już dość terroru, niespokojnych nocy, branki młodych mężczyzn do band i ciągłe rekwirowanie żywności. Ciągłe oddawanie różnorodnych danin bandom leśnym, oraz napięte do maksimum stosunki z Polakami, sprawiały, że Ukraińska ludność cywilna odwracała się od wspomagania konfliktu. Pojawiały się wtedy poufne informacje, mające na celu przyspieszyć zakończenie tej wojny. W połowie października na posterunek MO w Bruśnie Nowym doniesiono, że w domach na końcu Brusna Starego, usytuowanych pod lasem ukrywają się członkowie sotni „Szuma”. Szybko przesłano meldunek z tą informacją i od razu sformowano 70 osobową grupę operacyjną. Wyruszono na piechotę po południu z Lubaczowa, przez Załuże, Tymce i Puchacze. W Bruśnie Starym grupa znalazła się około 22:00. W wiosce było cicho i sennie, tylko gdzieniegdzie w oknach paliło się liche światło lampy naftowej. Postanowiono obejść wioskę szerokim łukiem, podzielonymi na grupy oddziałami. Do porozumiewania się wyznaczono hasła. Gdy znaleziono się około 600 metrów od celu, którym były schowane w lesie chaty, nagle rozległy się strzały z karabinu, ale zachowano zimną krew i nie reagowano. Po chwili wyznaczono plutony, które udały się w dane kierunki i okrążyły leśne chaty.

    Następnie wyznaczono 10 milicjantów do wykonania zwiadu. Wysunęli się z okrążenia i półkolem zaczęli się czołgać w kierunku chat. Nagle z jednej strony wybiegło kilku ludzi, zatrzymano ich pytając z oddali o hasło, ale nic nie odpowiedzieli tylko zaczęli strzelać. Wtedy otworzono do nich ogień. Nagle z innej strony też zagrał jazgot broni, to banderowcy słysząc odgłosy walki uciekali z innego domu, ale nadziali się na zasadzkę milicyjną. Po krótkiej wymianie ognia udało się pokonać okrążonych banderowców. 11 z nich zabito a jednego raniono. Gdy wszystko się uspokoiło, skontrolowano okolicę. W domach znaleziono tylko dwie Ukrainki, które były żonami ukrywających się banderowców. Powiedziały, że byli to członkowie roju z sotni „Szuma” i przebywali tu od kilkunastu dni, kryjąc się w dobrze zamaskowanych bunkrach pod domami. Strzały które na początku usłyszeli, związane były z tym, że jeden z banderowców zauważył podejrzany ruch, dlatego jego koledzy wybiegli i chcieli uciekać. Po zakończonej akcji udano się w kierunku Horyńca z rannym. Po drodze w Bruśnie Starym wstąpiono do sołtysa i nakazano mu pochować zabitych banderowców.

    Ranny coraz głośniej jęczał i wołał o wodę, dlatego postanowiono się pospieszyć, niestety zanim doszli do Horyńca zmarł. Postanowiono go wtedy dokładnie przeszukać. Nieoczekiwanie odnaleziono przy nim zaszyte w poszewce marynarki notatki, niektóre z nich były zaszyfrowane. Okazało się, że był on członkiem służby bezpieczeństwa OUN. W notatkach znaleziono cywilne pseudonimy członków UPA, był też wykaz 13 wyroków śmierci na Polakach z Werchraty, Horyńca, Wólki Horynieckiej i Baszni. Pozwoliło to na uchronienie tych ludzi przed śmiercią i znalezienie owych współpracowników.

  • II Wojna Światowa

    Generał Mond na ziemi horynieckiej

    6 Dywizja Piechoty pod dowództwem gen. Bernarda Monda wchodziła w skład Armii Kraków. 18 września jednostki te rozlokowane były w okolicach Tomaszowa Lubelskiego i powiatu lubaczowskiego. Rano o godzinie 8:00 6DP dostała rozkaz uderzenia przełamującego linię Narol-Bełżec, co miało na celu otworzenie drogi uciekającym polskim jednostkom na wschód. Tam też w Rawie Ruskiej miało być zaopatrzenie dla dywizji. Po ciężkich bojach udało się rozbić jednostki niemieckie w okolicach Narola. Następnego dnia 19 września o 8 rano gen. Mond nakazał udać się wojsku w kierunku na Rawę Ruską drogą Dębiny – Wola Wielka – Monastyr i Werchrata. Kolumna została otrzelana już w Lipsku. Artyleria Niemiecka ostrzeliwała z kierunku Płazowa kolumnę, oraz nękały Polaków patrole motocyklistów niemieckich. Koło godziny 13stej czołowe oddziały 6 DP sięgnęły wsi Monastyr, skąd gen. Mond nadał do dowództwa telegram z lokalizacją wojska i kierunku w jakim się udają. W Werchracie na stacji kolejowej stacjonowała niemiecka kompania z kolumną samochodów. Po walce udało się ją rozbić, zdobyć dwa samochody i motocykl. Wzięto też kilku jeńców z porucznikiem na czele. Następnie przygotowywano się do przebicia na Rawę Ruską, ale okazało się, że jest silnie obsadzona przez niemieckie jednostki. Polska Amia miała się przedostać do Lwowa, ale w ówczesnej sytuacji okazało się to niemożliwe. Po 1 w nocy dywizja udała się w kierunku południowo-wschodnim przez wsie: Szałasy – Chmiele – Brusno Stare – Podemszczyzna. Równocześnie kolumna była niepokojona przez niemiecką artylerię, lotnictwo i zmotoryzowane patrole. Koło godziny 6:00 napotkano na niemiecką kompanię kolarzy. Mimo wsparcia przez samochody pancerne, Polskie oddziały rozbiły niemiecką kompanię kolarzy. Około 9:00 główne siły 6DP zatrzymały się w Wielkim Lesie (między Podemszczyzną, Chotylubiem a Nowym Siołem). Tam około godziny 10:30 niemiecki parlamentariusz wezwał Polskie oddziały do poddania się. Po długiej naradzie, gen. Mond podjął decyzję o rozbrojeniu i poddaniu się. Decyzję tę podjął głównie dlatego, że wojsko już praktycznie nie miało amunicji, żołnierze byli wyczerpani ciągłym marszem i walką. W nocy z 20 na 21 września Poslkie oddziały rozbroiły się w Nowym Siole, składając broń. Wielu z żołnierzy wcześniej poukrywało broń w lesie, wyrzucano ją nawet w zarośla, nie chcąc oddawać Niemcom.

    na podst. Wojna i Pamięć – przewodnik po miejscach pamięci narodowej powiatu lubaczowskiego

  • Ludzie

    Szmul Weniger – horyniecki Żyd, który przetrwał holokaust

    Na początku II Wojny Światowej w Horyńcu i okolicy mieszkało 456 Żydów. Większość z nich nie przeżyła wojny, bardzo często byli mordowani na miejscu i do dziś leżą w anonimowych miejscach.

    Najbardziej znaną historią z czasów wojny związaną z Żydami w Horyńcu, było ukrywanie i ocalenie przez jedną z rodzin horynieckich Szmula Wenigera.

    W 1942 roku wtedy 17 letni Szmul Weniger uciekła z obozu pracy w Jaktorowie. Przebył niebezpieczną drogę, ale udało mu się dotrzeć do rodzinnej miejscowości, czyli do Horyńca. Niestety na miejscu okazało się, że jego rodzice zostali wywiezieni do nieznanego miejsca. Weniger postanowił poszukać pomocy u ludzi w okolicznych wioskach, ale miejscowa ludność nastraszona przez Niemców, odmawiała pomocy. W końcu trafił pod dom Jana Wużyńskiego w Wólce Horynieckiej. Mimo sprzeciwu rodziny, Jan urządził w swojej stodole schronienie. Biedny rolnik z czwórką dzieci bezinteresownie pomagał przeżyć Wenigerowi, ukrywał to nawet przed swoją rodziną, tylko jedna córek, 15 letnia Michalina o tym wiedziała i szczególnie ona się nim zajmowała. Podarowała mu też ołówek i papier, by mógł pisać pamiętnik, siedząc całymi dniami w ukryciu. Udało się tak dotrwać Wenigerowi aż do lipca 1944 roku, kiedy to wyzwolono Polskę spod hitlerowskiego jarzma. Niedługo po tym opuścił Wólkę Horyniecką i wyemigrował do Kanady, cały czas utrzymywał kontakt z Wużyńskimi. W 1990 roku przyjechał do Polski i odwiedził Michalinę, która się nim zajmowała i dzięki niej przeżył. Rok później zaprosił ją z mężem w odwiedziny do niego do Kanady.

  • Ciekawostki

    Głęboka Droga

    To określenie kojarzą głównie starsi mieszkańcy Horyńca i okolic. Jedni nazywali głęboką drogą trakt przed tunelem pod torami na Sioło, inni nazywali tak drogę idącą przez Sioło w kierunku starego młyna obok cmentarza. Kiedyś wyglądała ona trochę inaczej niż teraz. Schodziła w pewnym momencie stromo w dół, potem ją wyrównano i zalano asfaltem.

    Droga przed tunelem, która po wojnie biegła doliną pod tunel, który wychodzi na Siole, biegła do Horyńca ze Świdnicy. Ostatnia polana w lesie od wschodu drogi, kilkaset metrów od sanatoriów, była kiedyś miejscem, gdzie droga skręcała brzegiem lasu. Tam właśnie w pewnym momencie wjeżdżało się w głęboką na kilka metrów dolinę i wyjeżdżało na wprost tunelu na Sioło. To była skrótowa droga do dojazdu w stronę Miasteczka. Tunelu nie było przed wojną, przejeżdżało się przez tory. Na rozwidleniu tej drogi po drugiej stronie stał kamienny krzyż, którego dziś leżą tylko szczątki, na jego miejscu stoi krzyż metalowy.

  • Historie z UPA

    Bandy UPA na ziemi horynieckiej 7 – Akcja kontyngentowa na Rudzie Horynieckiej

    Na początku stycznia 1946 roku zgłosił się na posterunek MO w Baszni Ukrainiec Dawydow, który rozpaczał, że banderowcy uprowadzili mu syna do bandy leśnej i oświadczyli, że syn będzie walczył za „Samoistną Ukrainę”. Zagrozili też, że jeżeli komuś o tym powie, to całą jego rodzinę wymordują, a dom spalą. Wielu zmobilizowanych w ten sposób młodych ludzi dawało się przerobić ideologicznie i wierzyli w „sprawę”, ale przede wszystkim w to, że po wojnie będą bohaterami i zostaną za to sowicie wynagrodzeni. Byli tacy, którzy nie wierzyli w złote góry i postanowili współpracować z polskimi służbami. Na taką współpracę zgodził się właśnie syn Dawydowa. Ukrainiec kontaktował się z milicjantami sposobami jak z filmu szpiegowskiego. Potrzebna była całkowita konspiracja, by upowcy nie dowiedzieli się, że ktoś od nich przekazuje informacje o ich akcjach. Można sobie wyobrazić na przykład sytuację, jak Dawydow sprzedaje kapustę na rynku w Lubaczowie, a milicjant kupuje od niego kapustę z ukrytą informacją. Dzięki przekazywanym w ten sposób informacjom udawało się namierzać kolejne pojedyncze bunkry w okolicy, gdzie siedzieli poukrywani upowcy.

    5 sierpnia 1946 roku przyszedł na posterunek MO w Horyńcu ojciec Piotra Dawydowa. Był bardzo zdenerwowany, przyniósł wiadomość, że na następny dzień upowcy przyjdą po kontyngent świń na Rudę Horyniecką, razem z nimi będzie „Petko” (Piotr Dawydow). Prosił milicjantów o interwencję, bo jego syn był już całkowicie nerwowo wyczerpany i chciałby opuścić bandę. Informacja została dostarczona do komendy w Lubaczowie, gdzie zaczęto przygotowania do akcji, w której miało wziąć udział 80 funkcjonariuszy. Na odprawie uzgodniono, że mają szczególnie uważać na „ich człowieka”, którego trzeba wydostać z bandy. Ustalono hasło: „Piotr Jestem”, na które miano zareagować, że to ich człowiek i się nim zaopiekować. Grupa operacyjna wyruszyła pociągiem towarowym do Horyńca pod wieczór. Tam udano się miejscowy posterunek MO, gdzie Józef Witwicki został wyznaczony jako lokalny przewodnik, a kilku milicjantów dołączyło do plutonów operacyjnych.

    Po około godzinie otoczono całą wioskę, szczególnie umacniając czaty od Wólki Horynieckiej, gdzie postawiono kilka erkaemów, bowiem był tam gęsty las. Noc była pogodna, dobrą widoczność zapewniał jasno świecący księżyc. Szczegóły akcji były wcześniej ustalone z „Petką”. Gdy banderowcy mieli wejść do wioski, „Petko” miał strzelić w powietrze serię i ukryć się w jakichś zabudowaniach na skraju wioski. Wyjść miał dopiero wtedy, gdy zostaną przez milicjantów wystrzelone trzy czerwone rakiety. Taki scenariusz był ustalony wcześniej, tylko nie znano jeszcze terminu i miejsca. „Petko” służył w kuszczu gospodarczym, dlatego często udawał się na akcje kontyngentowe, stąd czekano na okazję, kiedy sam zdecyduje, kiedy będzie chciał wyjść.

    Koło północy jedna z grup obserwujących las dostrzegła spłoszone stado wron z lasu. Po chwili w oddali pojawiła się grupa ludzi idąca gęsiego, było to 28 ludzi uzbrojonych w karabiny. Nie otwierano ognia, bowiem ustalono, że strzelać będą tylko na rozkaz. Wpuszczono ich do wioski, od razu zaczęły ujadać psy, potem było słychać kwik świń, od razu zaczęli rekwirować trzodę. Tymczasem grupa operacyjna czekała na sygnał od „Petki”. Niestety sygnału nie było, napięcie wzrosło do zenitu, gdy banderowcy z workami zaczęli już wychodzić ze wsi. Milicjanci zdenerwowani sytuacją nerwowo patrzyli na dowódcę, bowiem za chwilę banderowcy mogli już zniknąć w lesie, ale on ze stalowymi nerwami czekał. Nagle z wioski usłyszeli serię z karabinu, banderowcy na skraju lasu stanęli jak wryci zdezorientowani i po chwili zaczęli uciekać. Na rozkaz porucznika Flisa otworzono ogień i posypał się grad pocisków kosząc upowców, reszta padła na ziemię. Przerwano ogień i wydano polecenie, by się poddali. Po chwili wstało 7 osób trzymając ręce w górze. Trzymając ich na celowniku, kilku milicjantów zrewidowało ich. Następnie udano się na miejsce, gdzie leżała reszta, sześciu z nich było ciężko rannych, ale żyli, inni zginęli. Polecono by zdobyć we wsi furmanki do przewiezienia rannych do Horyńca, wystrzelono też 3 czerwone rakiety, jako znak dla „Petki” i jedną zieloną na znak końca akcji. Odesłano rannych, jeden z nich zmarł. Po chwili w asyście dwóch milicjantów pojawił się też „Petko”.

    Gdy oddział operacyjny dotarł z rannymi i jeńcami do Horyńca, czekały na nich już samochody ciężarowe, w jednym pojechali ranni z obstawą 20 żołnierzy a w drugim jeńcy z 25 ludźmi. Pojechali szybko do Lubaczowa, potem dojechała reszta. Od razu na komendzie przeprowadzono wywiad z „Petką”, który ujawnił im kolejne informacje odnośnie bunkrów.

    Piotr Dawydow to jeden z wielu przypadków, dzięki którym udało się namierzyć dobrze zamaskowane bunkry, albo udające się na akcje bandy. Gdyby nie informacje z wewnątrz, na ziemi horynieckiej i okolicach UPA grasowałaby o wiele dłużej. Ciekawe jak teraz Ukraińcy postrzegają takie osoby jak Piotr „Petko” Dawydow?