• Wystawa

    Wystawa aktów Walerego Laryewa! 24 czerwca w Agroturystyce Polanka

    Polska była ojczyzną wielu niezwykle utalentowanych ludzi. W czasach, kiedy nie widniała na mapach świata, niektórzy z nich musieli udać się na emigrację i to właśnie w tych „przyszywanych” ojczyznach zyskali uznanie w różnych dziedzinach i specjalnościach. Niektórzy pozostali w polskich sercach i są doskonale znani, a o innych trudno dziś zdobyć informacje. Takimi postaciami są Hrabiowie: Stanisław Julian Ostroróg i Stanisław Julian Ignacy Ostroróg – ojciec i syn.

    W tym roku mija 100 lat od wydania albumu Nus – Cent Photographies Originales autorstwa Stanisława Ostroroga juniora. Z tej okazji grupa pasjonatów postanowiła przybliżyć sylwetkę tego artysty fotografa i zorganizowała wydarzenie, podczas którego będzie można zobaczyć kompletny album stu heliograwiur, artystycznych przedstawień kobiecych aktów. Jest to dopiero trzecia w Polsce możliwość obejrzenia tych wspaniałych fotografii. Jako iż Walery Laryew pochodził z dawnych ziem polskich, kwartalnik Przestrzeń Pogranicza objął to wydarzenie swoim patronatem. Wystawę prac i album będzie można obejrzeć 24.06.2023 roku, a gospodarzem wydarzenia została Agroturystyka Polanka, która mieści się w miejscu dawnego dworu w Starym Bruśnie. To nie lada gratka dla pasjonatów fotografii, historii, sztuki; dla kobiet, mężczyzn i par. A przy okazji święta sobótki to doskonała okazja do pozwolenia sobie na odrobinę frywolności i wprowadzenia erotyzmu do codziennego życia. Tymczasem warto zapoznać się z sylwetkami tych niezwykłych fotografów.

    Stanisław Julian Ostroróg urodził się około 1834 roku w Mohylewie. Miasto obecnie leży na terytorium Białorusi, ale w przeszłości, aż do I rozbioru Polski, było ważnym ośrodkiem ekonomicznym Rzeczypospolitej. Podczas wojny krymskiej Stanisław trafił do gwardii carskiej, a stamtąd, w tajemniczych okolicznościach, do polskiego oddziału Dywizji Kozaków Sułtańskich, gdzie pełnił rolę adiutanta generała Władysława Zamoyskiego. Za zasługi na polu walki otrzymał tytuł hrabiowski.
    Ostroróg już podczas wojny zajął się fotografią, wówczas dagerotypią. To właśnie jemu wielu specjalistów przypisuje autorstwo słynnego zdjęcia Adama Mickiewicza na łożu śmierci – dagerotypu wykonanego w Konstantynopolu. Po wojnie wyjechał do Londynu, a następnie do Paryża, gdzie próbował swoich sił jako publicysta i poeta. Opatentował również melodinę – stworzony przez siebie instrument muzyczny. Jak widać był wszechstronnie utalentowany. Jednak to fotografia stała się jego pasją i przyniosła mu sławę.
    W 1862 roku Stanisław otrzymał obywatelstwo brytyjskie i wkrótce potem poślubił Teodozję Walerię Gwozdecką, która była nieślubną córką prezesa dyrekcji Warszawskich Teatrów Rządowych, Ignacego Abramowicza oraz primabaleriny tegoż teatru, Teodozji Gwozdeckiej. Od drugiego imienia swojej żony przyjął pseudonim Walery. Rok później 12 września 1863 roku w Londynie urodził się ich pierwszy syn, Stanisław Julian Ignacy. W sumie małżeństwo doczekało się pięciu synów.

    Dagerotyp pośmiertny Adama Mickiewicza, Konstantynopol, 28 listopada 1855, fot. Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie

    W latach 1864-66 Ostroróg prowadził studio fotograficzne w Marsylii. Potem próbował wrócić do Polski, jednak Polska wówczas nie istniała na mapach i kłopoty zmusiły go do opuszczenia kraju już po roku. Osiedlił się w Paryżu, gdzie do 1878 roku prowadził studio fotograficzne. Kłopoty finansowe zmusiły go w końcu do ponownej przeprowadzki. Wrócił do Londynu i otworzył zakład produkcji emalii, jednak fotografia przyzywała go, niczym głos syreni, więc po niedługim czasie ponownie przekształcił zakład na atelier fotograficzne. Podążanie za głosem serca opłaciło się. W 1880 roku sfotografował królową Wiktorię i od tego czasu jego kariera nabrała niezwykłego tępa. Zyskał tytuł Photographer to the Queen (fotograf królowej) i wszyscy wielcy londyńczycy pragnęli mieć portret wykonany przez Walerego. Popularność pozwoliła mu przenieść studio na słynną Regent Street, gdzie działało pod nazwą Walery Limited. Słynna wówczas firma Sampson Low, Son & Co. publikowała jego prace w serii Celebrity Portraits. Wśród klientów Walerego znalazły się takie postacie jak: Viktor Hugo, Gustave Eiffel, Louis Pasteur, czy brazylijski cesarz Pedro II.

    Portret królowej Vikrorii autorstwa Walerego seniora. Zdjęcie ze zbiorów Museum of London. źródło: Wikipedia

    W tym czasie Stanisław Ostroróg junior wstąpił do Armii Brytyjskiej, choć w wolnych chwilach pomagał ojcu w zakładzie, ucząc się sztuki fotografii. W końcu zrezygnował z wojskowej kariery. W 1897 roku poślubił Joyce Audrey Reed Fowke, wnuczkę Sir Henry’ego Cole’a, znanego brytyjskiego artysty, który stworzył pierwsze kartki bożonarodzeniowe, rozpoczynając zwyczaj wysyłania za ich pośrednictwem życzeń świątecznych. Z Joyce doczekali się czwórki potomstwa.
    Kiedy w 1890 roku Stanisław Julian Ostroróg senior zmarł, jego zakład odziedziczył najstarszy syn, Stanisław Julian Ignacy. Oprócz samego atelier młody Stanisław odziedziczył również pseudonim ojca, Walery, jednak to nie pomogło mu w karierze. Sława ojca przyćmiła jego własny talent. Musiał opuścić Regent Street i przenieść się do mniej popularnego lokalu, mieszczącego się przy Baker Street. Do tego nie mógł sobie pozwolić na samodzielne studio. Założył spółkę z Alfredem Ellisem. Mimo tych działań nie udało mu się dogonić sławy ojca i w końcu w 1908 roku wyjechał do Paryża, gdzie w dawnym lokalu ojca ponownie otworzył studio fotograficzne. Tam, pragnąc zacząć własną karierę, zaczął używać również innych pseudonimów: Laryew, Walery Laryew, Lucien Waléry, ale pseudonim ojca wciąż otwierał więcej możliwości, nie pozwalając na całkowite odcięcie się od niego.
    Fotografował głównie paryskich artystów i wydawał ich portrety jako pocztówki, kontynuując poniekąd rodzinną tradycję, zapoczątkowaną przez dziadka żony. W latach 20 XX wieku, po rewolucji kulturowej, zaczął odwiedzać teatry i lokale z rewiami i pocztówki portretowe zamienił na fotografie spektakli. Te fotografie przyniosły Waleremu rozgłos, a dzięki temu i fundusze. Mógł sobie wreszcie pozwolić nie tylko na fotografię zarobkową, ale i na samorozwój. Zaczął eksperymentować z fotografią postaci, minimalizując znaczenie tła czy rekwizytów. Jego fotografie stawały się coraz odważniejsze, a sława i zaufanie sprawiły, iż nie miał problemu z chętnymi do współpracy modelkami do przedstawień aktów. W końcu, po dwóch latach pracy, w 1923 roku wydał dzieło swojego życia: Nus – Cent Photographies Originales, zawierający sto heliograwiur – kobiecych aktów. Album zyskał ogromną popularność i tyleż samo zwolenników, co przeciwników. Zwolennicy podziwiali kunszt techniczny fotografa, odwagę, ekspresję i walory artystyczne. Przeciwnicy zarzucali mu z kolei wykorzystywanie kobiet i demoralizację. Ale dzięki rozgłosowi zyskał wreszcie sławę porównywalną z ojcowską.

    Heliograwiura nr XXX z albumu Nus. Zbiory własne Pati Maczyńska

    Tak poznał ówczesna celebrytkę, tancerkę rewiową, Josephine Baker, która w 1926 roku pozwoliła mu na wykonanie słynnej sesji, gdzie pozowała jedynie w spódniczce z bananów i biżuterii. I znów wywołał niemały skandal – do zarzutów, które słyszał już przy okazji wydania albumu Nus, dołączyły oskarżenia o rasizm. Nie zniszczyło to jednak renomy ani Walerego, ani tym bardziej Josephine. Wręcz przeciwnie, oboje zyskali na popularności.

    Pocztówka portretowa Josephine Baker, Francja, 1926. Zbiory własne Pati Maczyńska

    Walery Laryew zmarł 22.02.1929 roku. Żadne z jego dzieci nie zajęło się fotografią i zakład został sprzedany. Trafił do Charles’a Auguste’a Varsavaux, który zaczął… podszywać się pod słynnego kolegę, używając jego pseudonimów i wprowadzając spore zamieszanie do przypisywania autorstwa niektórym fotografiom i datom ich powstania.

    Miejmy nadzieję, iż po tym wydarzeniu Walery Laryew stanie się postacią bardziej rozpoznawalną pośród swoich rodaków.
    autor: P.M. źródło info przestrzenpogranicza.pl

    Możliwość komentowania Wystawa aktów Walerego Laryewa! 24 czerwca w Agroturystyce Polanka została wyłączona
  • Newsy

    Towarzystwo Tradycji Akademickiej oraz Muzeum Kresów w Lubaczowie mają zaszczyt zaprosić Państwa na wernisaż wystawy fotografii pt. “Bruśnieńskie Krzyże Przydrożne. Historia w kamieniu”.

    Wernisaż odbędzie się 25 września o godzinie 16:00 w pawilonie wystawienniczym w Radrużu, będącego częścią Muzeum Kresów w Lubaczowie.
    Wydarzenie jest efektem spotkania Tomasza Stelmaskiego, artysty fotografika z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, z Grzegorzem Ciećką – zamieszkałym w Horyńcu-Zdroju regionalistą i znawcą kamieniarki bruśnieńskiej. Organizatorem i koordynatorem projektu jest Daniel Potkański.
    Wystawa czarno-białych fotografii wykonanych techniką tradycyjną, będzie okazją do spojrzenia na bruśnieńską kamieniarkę w ostrym, surowym świetle. Chropowatość faktury kamienia zostanie podkreślona przez żywą obecność bruśnieńskich rzeźb.
    Wystawa jest elementem projektu “Fenomen sztuki kamieniarskiej ze Starego Brusna na Roztoczu”, dofinansowanego ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu w ramach programu Narodowego Centrum Kultury “EtnoPolska 2021”.
  • Newsy

    We wrześniu wystawa fotograficzna w Radrużu „Fenomen Sztuki Kamieniarskiej ze Starego Brusna na Roztoczu”

    Kamienne krzyże bruśnieńskie, które znajdziemy przy drogach, są nieodzownym elementem krajobrazu Roztocza. Zapisana w nich jest historia większych wydarzeń, które zmieniły życie całych społeczności, jak zniesienie pańszczyzny czy pamiątki ustąpienia zarazy. Są też historie pojedynczych ludzi, ich prywatnych cudów. Figury te, to także niezwykła historia ludowych rzeźbiarzy, którzy je tworzyli. Do tej pory wielu ludzi pokazywało je w sposób przedmiotowy. Nadszedł czas, czy odkryć ich subtelne piękno.

  • Newsy

    Sekrety Świątyni Słońca i innych niezwykłych miejsc w okolicy Horyńca-Zdroju w nowym niezwykłym przewodniku

    Gratka dla wielbicieli okolic Horyńca, Roztocza i jego niezwykłych miejsc. Nowa książka „Polowanie na Słońce”, która odkrywa tajemnice Świątyni Słońca w Nowinach Horynieckich. Nabyć można ją tylko przez portal zrzutka: https://zrzutka.pl/z/polowanienaslonce – a to dlatego, że dochód ze zbiorki przeznaczony będzie na wydanie kolejnych jej części.

    Jak powstała książka i o czym dokładnie jest? Poczytajcie poniżej:

    „Postanowiliśmy wybrać się na wiosnę, w dzień przesilenia, do tajemniczego kamienia nazywanego Świątynią Słońca, w Nowinach Horynieckich. Podczas tej wyprawy odkryliśmy coś niezwykłego. To zainspirowało nas do opisania tej wyprawy. Z pozoru zwykła wycieczka rowerowa przerodziła się dość niezwykłą nowelę o charakterze przewodnika po miejscach nieoczywistych i pewnej tajemnicy, jaka kryje się tuż obok. Postanowiliśmy się podzielić naszymi wrażeniami z innymi, stąd przy pomocy Wydawnictwa Gorajec wydana została nowela-przewodnik „Polowanie na Słońce”. Od początku zakładaliśmy, że chcemy napisać drugą nowelę z kolejną wyprawą w niezwykłe miejsce. Stąd nasz pomysł zbiórki. Dajemy Wam gotową pierwszą nowelę, wpłacając datek możecie ją nabyć i tym samym przyczynić się do wydania kolejnej książki.”

    Autorami są: Pati Maczyńska i Grzegorz Ciećka.

    Poniżej filmik promujący książkę „Polowanie na Słońce”:

  • Kolej

    Horyniecka stacja i dworzec kolejowy przed wojną

    Wygląd horynieckiej stacji i dworca kolejowego sprzed wojny do tej pory był jedną z białych plam historycznych, teraz do publicznej wiadomości dostaje się ciekawe opracowanie, dzięki któremu poznamy sporo ciekawostek kolejowych związanych z Horyńcem.

    W dokumencie koncesyjnym z 22 listopada 1881 roku możemy przeczytać, że Franciszek Józef I nadaje prawo wybudowania kolei żelaznej parowej ze stacji Jarosław do stacji Sokal. Koncesję dostali: książę Adam Sapieha, hrabia Włodzimierz Dzieduszycki, hrabia Adam Gołuchowski i pan Stanisław Polanowski. W następnym roku Zarząd Kolei Karola Ludwika odkupił koncesję i rozpoczęła się budowa linii, która przebiegała między innymi przez Horyniec. Do kierowania budową przydzielono na kluczowych stacjach inżynierów, w Horyńcu był to Jan Kwiatkowski a w Werchracie Adolf Goldfrejów. Prace skończono po dwóch latach a otwarcie ruchu nastąpiło 6 lipca 1884 roku. Z biegiem czasu powstawała infrastruktura kolejowa, w tym dworce kolejowe. Poniżej mamy fotografię horynieckiej stacji kolejowej sprzed I wojny.

    stacja kolejowa w horyńcu (1)
    fot. ze zbiorów rodziny Rogów

    Dworzec jest niemal identyczny architektonicznie jak ten w Muninie, gdzie wystarczy obciąć piętro, kawałek parteru i zostanie budynek taki jak w Horyńcu przed I wojną. Ze zdjęcia wyczytać możemy, że obowiązywało wtedy podwójne nazewnictwo stacji, w języku Polskim i Ukraińskim. Przed budynkiem stała zapewne lampa naftowa. Podczas I wojny światowej infrastruktura kolejowa była niszczona przez wycofujące się wojska a stacje niszczone. Zniszczona została wtedy też horyniecka. Po wojnie odbudowano budynki kolejowe. Dzięki fotografii z albumu 19 Pułku Piechoty Odsieczy Lwowa (fotografia zrobiona podczas manewrów wojskowych w Horyńcu) możemy zobaczyć jak wyglądała stacja z dworcem w 1927 roku. Na zdjęciu uwiecznieni zostali pracownicy kolei i pasażerowie oczekujący na pociąg.

    Dzięki nadesłanej fotografii ze zbioru rodziny Leszczyńskich, możemy zobaczyć budynek kolejowy od bocznej strony. Trudno określić rok wykonania zdjęcia. Nie miej jednak fotografia uzbrojonego kolejarza nakazuje przypuszczać, że była to okolica wojny.

    stacja kolejowa w horyńcu
    fot. ze zbiorów rodziny Leszczyńskich

    Dzięki pocztówce, która przedstawia Pensjonat Kalikstówka, który był usytuowany naprzeciw stacji kolejowej, możemy zobaczyć przedwojenny widok na Horyniec ze stacji i tablicę informacyjną, która oznajmiała przyjezdnym gdzie są (teraz ten widok zasłania rampa kolejowa i zakrzaczenie). Warto przypomnieć, że jeszcze niedawno w internecie ta pocztówka krążyła jako budynek Stacji Kolejowej w Horyńcu, bowiem ktoś z „zewnątrz”, nieznający lokalnej historii, na podstawie tabliczki uznał, że Kalikstówka jest budynkiem stacji.

    W Horyńcu oczywiście była przed wojną wieża ciśnień. Stała nieopodal torów kolejowych w okolicy obecnego tunelu pod torami. Na fotografii poniżej mamy widok z „zakładowego parku”, skąd widać Jak wyglądała na górnej kondygnacji. Miała drewniane wykończenie okalające zbiornik na wodę, gdzie była pompowana woda ze studni w okolicy stacji, która teraz znajduje się obok starej brzozy przy drodze.

    wieża ciśnieśń

    Więcej na temat historii linii kolejowej Jarosław – Sokal w jubileuszowym opracowaniu Gminy Lubaczów: „130 lat linii kolejowej Jarosław – Sokal”

    artykuł z roku

  • Miejscówki

    Łysa Góra „na blokach” w Horyńcu

    Każdy w dzieciństwie miał jakieś miejsca, które można określić jako kultowe… Dla dzieci zabawa to rodzaj kultu. Oddajemy się różnym uciechom i zapominamy o wszystkim; znajdujemy się w stanie ogólnej szczęśliwości. Dla dzieci z osiedla na ulicy Sobieskiego, potocznie nazywanym „blokami” lub PGRem, „Łysa Góra” miała szczególną wartość, bowiem dawała możliwość uprawiania różnorodnych sportów, zabaw i wybryków. Teraz jest już dość mocno zarośnięta, a „dorosłym dzieciom” wydaje się mniej stroma niż w dzieciństwie, cóż, teoretycznie wszystko w dzieciństwie było większe, smaczniejsze, radośniejsze i bardziej beztroskie.

    Stroma górka jest bezcennym miejscem do wielogodzinnych zabaw w zimie. Wtedy można robić cuda w takim miejscu! Zjazdy na sankach, nartach, workach, na byle czym, a nawet na niczym – na tyłku. Każde dziecko na pewno pamięta jak godzinami zjeżdżało z górki. Tam i z powrotem! Następnie, kiedy śnieg się lepił, to konstruowało się często jakieś skocznie. Gdy nie było już śniegu, takie górki były idealnymi miejscami do tego, by robić zjazdy na rowerach czy wózkach. W okolicy można było się huśtać na gałęziach czy linach, a kiedy jakaś pękła to się lądowało z impetem na ziemi. Oczywiście, jak były drzewa, to można było się na nie wspinać, często bardzo wysoko. Takie miejsca były idealne do wielu różnych zabaw: chowanego, łapanego, podchody albo by toczyć prawdziwe wojny – obrzucać się owocami, błotem a nawet patykami i kamieniami. Z takiej góry można było puszczać opony albo inne rzeczy, które się toczyły. Na „Łysej Górze” można było wszystko: można było się wypłakać, gdy człowiek dostał w skórę od rodzica, można było utopić smutek albo „zrobić klimacik”.

    „Łysa Góra” musi na dzieciach robić wrażenie, mimo iż jest to tylko coś w rodzaju stromej skarpy. Jednakże, patrząc od dołu, poprzez swój kształt robi wrażenie góry. Nieopodal rosną stare drzewa, jest też sporo ciekawych zarośli. Między nimi dorośli i dzieci porobili różnorodne ścieżki, co sprawia, że dla „nowych” miejsce robi wrażenie labiryntu. „Łysa Góra” jest bardzo ciekawie usytuowana: z jednej strony graniczy z blokami, a z drugiej z doliną Radrużki.

    Jak widać, jest to miejsce niezwykłe. Jeżeli ktoś by przyszedł tam pierwszy raz, to na pewno wyczułby, że coś w tym miejscu jest. I nie chodzi o siarkę, którą czuć bardzo intensywnie w okolicy. Tutaj jest specyficzny układ, duch miejsca, jaki wytworzył się przez lata. W dawnych czasach „Łyse Góry” były głównie kojarzone z sabatami czarownic. Tutaj, szczególnie ze względu na smród siarki w okolicy, ta nazwa nabiera specyficznego znaczenia. „Łysa Góra” nad Radrużką jest trochę jak mini Lisia Góra w Rzeszowie – starożytny słowiański „Święty Gaj” nad Wisłokiem. Są tam niezwykłe okazy wielkich dębów.

    Rejon Radrużki jeszcze w latach 80-tych był porośnięty potężnymi dębami… niestety wycięto je. Pilarze niemal ze łzami w oczach ścinali te kilkusetletnie dęby, które zapewne poszły sobie za granicę… być może do Szwecji, do Ikei. Dziś, jakiś Szwed, zapewne nieświadomy pochodzenia drewna, patrzy na szafę dębową i nie wie, że rósł on przy Radrużce, tworząc horyniecki Gaj. Na starych mapach na południe w lesie istniał przysiółek Gaj. Dziś po wsi praktycznie nic nie zostało… może trochę wiekowych drzew i rumowiska.

    Obecnie „Łysa Góra” nie jest już użytkowana jak kiedyś. Nadal jest to miejscówka do zabaw, ale coraz bardziej zarośnięta… Szczególnie oczy i duszę zaboli, gdy widzi się, że z tej okolicy robi się wysypisko… Może nadszedł czas, by uratować to miejsce, oczyścić ze śmieci, bardziej odważnie wyznaczyć wejścia do tego „małpiego gaju”, ale broń Boże plastikowymi tablicami czy strzałkami – wystarczy zwykła deska z wyciętym napisem: ŁYSA GÓRA – horyńczanie będą wiedzieć, o co chodzi, reszta nie musi tam wchodzić. Chodzi o to, by nadać temu miejscu status „kultowy”, jaki oczywiście posiada, ale oficjalnie. Może spowoduje to, że śmieci będą lądować w koszu, który powinien się tam pojawić, a nie w gaju.

    Na koniec magiczny pejzaż z zachodzącym słońcem pod „Łysą Górą”, już w dolinie Radrużki. Tak wygląda krajobraz z mgłami ścielącymi się po dolinie i kolorowym niebem pod wieczór.

  • Ludzie

    Janusz Burek – zasiane w ziemi horynieckiej ziarno wydaje plon

    wystawa „Dziedzictwo utrwalone. Rzecz o Januszu Burku” w Radrużu
    Ziemia Horyniecka ma swojego ducha, genius loci, którego tworzą ludzie, odciskający trwałe piętno swoją działalnością społeczną. Tak! Tylko działanie niezwiązane ze swoimi prywatnymi potrzebami egzystencjalnymi powoduje, że jest się kimś więcej niż większość ludzi, którzy umierając, przestają istnieć. Trochę to smutne, ale chyba jednocześnie nadaje sens naszej egzystencji. Powinniśmy walczyć o to, by coś zmienić w naszej lokalnej rzeczywistości, bo mamy realny na nią wpływ. Jednym z takich niezwykłych ludzi, który trwale wpłynął na  lokalną rzeczywistość, był Janusz Burek (zmarł w 2009 roku). Zapraszam do przeczytania artykułu, który może was zainspiruje do czegoś niezwykłego w swoim życiu.

    wychowanek Janusza Burka, Grzegorz

    fotografia z wyprawy klasowej na Roztocze, tutaj Dahany

    Dla wielu ludzi z Horyńca, Pan Burek był nauczycielem od „plastyki” i „techniki”. Inni kojarzą go, jako wielkiego pasjonata regionu i osobę, która zapisała się w wielu projektach: opisy, malarstwo, szkice, projekty graficzne, fotografia i praca społeczna. Niektórzy uczniowie „trafili” na niego, jako wychowawcę w szkole podstawowej, dzięki czemu uczestniczyli w jego działaniach. Lubił zabierać swoich wychowanków na ciekawe akcje, które miały na celu dbanie o miejsca, które od lat niszczały. Rocznik 1981 pamięta między innymi czyszczenie cmentarza z I Wojny Światowej w Nowinach Horynieckich oraz prace przy Kaplicy w Nowinach. Ich efekty widać do dziś… Ślady Pana Janusza Burka można odnaleźć wszędzie na Ziemi Lubaczowskiej, a szczególnie w części horynieckiej. Każdy kojarzy etykietę wody Hetmańska, której autorem był Pan Burek. Efekty jego prac renowacyjnych do dziś cieszą oko w terenie. Jego fotografie i szkice zdobią wiele książek i artykułów. Za szczęśliwych można uznać tych, co mają w swojej kolekcji namalowane przez niego obrazy, czy szkice. Jeżeli komuś uda się pooglądać dzieła pana Burka, uzna na pewno, że obecni fotografowie nic szczególnego nie odkrywają, kopiujemy naturalne piękno, które inspirowało wielu ludzi przed nami. Takim szczególnym kadrem jest kapliczka ze św. Janem Nepomucenem w Nowinach Horynieckich.

    Obraz z wystawy „Dziedzictwo utrwalone. Rzecz o Januszu Burku” w Radrużu

    Pan Burek, jako wielbiciel regionu, często zbierał grupę uczniów i robił wycieczki na roztoczańską część Ziemi Lubaczowskiej, zaszczepiając w ten sposób elementy regionalizmu u niektórych. Dziś wielu „odkrywców dzikiego Roztocza” musi brać pod uwagę, że chodzi między innymi po śladach Jego i Jego uczniów. Zadziwiające, jak wielu próbuje coś „odkrywać” w regionie, myśląc, że tutaj nikt się niczym nie interesował. Tymczasem już niedługo po wojnie powstawało sporo inicjatyw krajoznawczych, szczególnie na poziomie szkół. Nauczyciele już przed wojną tworzyli drużyny harcerskie i wybierali się na obozy w teren. Na przykład harcerze z Baszni szli w okolice Starego Brusna i dzięki ich wyprawie mamy dziś jedyną archiwalną fotografię Pomnika Wolności w Nowym Bruśnie. Po wojnie harcerze obowiązkowo biwakowali w terenie i słuchali opowieści o okolicy, eksplorując ją. Z czasem harcerstwo słabło, nauczyciele wybierali się często na wycieczki klasowe w najbliższą okolicę. Wycieczki klasowe z Horyńca miały dostęp w ciągu kilku godzin do najatrakcyjniejszych miejsc Roztocza z Werchratą, Dziewięcierzem i Brusnem. Właśnie tak wielu uczniów uczyło się turystyki krajoznawczej, tej lokalnej. Wszystko zależało od nauczyciela, jak wyglądały takie wyprawy czy biwaki. Janusz Burek był storytellerem!

    Jego dość oryginalne podejście do życia, do pracy i sama osobowość, była jednym z tych elementów, które mnie nakierowały na regionalizm. Pan Burek był szczególnym wielbicielem kamieniarki bruśnieńskiej. Zachwycał się kunsztem kamieniarzy z nieistniejącego już Starego Brusna. To on uznawany jest za osobę, która zaczęła propagować unikalność kamieniarstwa bruśnieńskiego. Jego też można uznać, za jeden z czynników, który złożył się na moją pracę z kamiennymi krzyżami.

    Wyobraźcie sobie swoje życie, swoją przeszłość. To kim jesteście teraz, jest zbiorem różnych czynników, które spowodowały podejmowanie różnorodnych decyzji. Nauczyciele są jednym z głównych elementów, które powodują, że czymś się interesujemy albo coś zasiewa się w naszych umysłach i czeka na dobry czas, by wyrosnąć. Od zawsze, najważniejsze czego człowiek szukał, to inspiracja. Jesteśmy unikalnymi osobowościami, ale potrzebujemy różnorodnych inspiracji, które dać nam mogą inni ludzie. To z nich budujemy Siebie ? Nasza kreatywność rodzi się z tego, czym się interesowaliśmy. Jeżeli zaczniemy zgłębiać historię, malować, zwiedzać, odkrywać miejsca, to nasze życie tak właśnie będzie wyglądać, będzie odkrywcze, twórcze i kreatywne. Jeżeli będziemy tyko patrzeć w telewizor, wykonywać nielubianą pracę, to tak będzie wyglądać nasze życie.

    Dlatego też jestem świadomy tego, że ludzie, których spotkałem na swojej drodze i chcieli mi coś dać, przekazać mentalne ziarno, są częścią tego, kim jestem. Nie każdy miał możliwość spotykać w swoim życiu fascynujących ludzi, wielu spotkało tych złych. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy zepsuci. Cały czas budujemy siebie, możemy nagle, z niczego utworzyć nową, lepszą i bardziej inspirującą osobowość. Wystarczy tylko, że pomyślimy sobie o czymś, co nas szczególnie interesuje, połączymy te rzeczy, jak kropki w rysowance, w drogę, która nagle staje się prosta i jasna.

    Janusz Burek był człowiekiem wielu pasji. Jego działania potrzebują kontynuacji, by móc inspirować kolejnych ludzi. Ja odkrywam ten region od dzieciństwa, a Wy?

    Grzegorz Ciećka

    Pamiętać trzeba Janusza Burka, 
    
    Uczył on piękna swego podwórka. 
    
    Zaszczepiał miłość do małej ojczyzny, 
    
    Wskazywał piękno jej, jak i jej blizny. 
    
    Niejedno młode serce obudził 
    
    Tym, co pokazał i czym się trudził. 
    
    Tak wzrosło nowe pokolenie, 
    
    Co kocha Lubaczowską Ziemię.
    
    PM
  • Historie z UPA

    Mord dokonany przez bandy ukraińskie w Nowinach Horynieckich

    Ponieważ Nowiny Horynieckie były jedną z niewielu w większości Polskich osad w regionie, mieszkańcy odczuwali zagrożenie i opuścili wioskę na wiosnę 1944 roku, udając się do bezpieczniejszych miejsc w okolicę Jarosławia, Leżajska, Łańcuta czy Narola. Wioska była w fatalnym stanie, bowiem została częściowo spalona przez Niemców, jednocześnie opuszczone domostwa były szabrowane przez Ukraińców.

    W sierpniu 1944 roku kilkanaście rodzin postanowiło wrócić do wioski i zebrać trochę zboża na chleb. Głównym powodem ośmielenia się wejścia na teren wsi były wieści z frontu sowiecko-niemieckiego, gdzie sowieci szybko posuwali się na zachód, a UPA starając się nie ściągać na siebie uwagi, przegrupowała się w większych kompleksach leśnych i ukrywała w bunkrach. Jednakże we wsiach ukraińskich nadal było sporo uzbrojonych chłopów, którzy tworzyli bandy wiejskie. Stąd gdy polska partyzantka dowiedziała się o planowanej napaści przez takie bandy na Nowiny, ostrzegła mieszkańców. Ci postanowili udać się do Horyńca i na stacji czekali na pociąg, by wyjechać w bezpieczne miejsce. Na stację przychodzili Ukraińcy i przekonywali Polaków, że nic im nie grozi, że tutaj UPA nie ma i już nikt nie wojuje, przekonując kilka rodzin, które wróciły do wioski.

    19 sierpnia o świcie uzbrojeni Ukraińcy z okolicznych wsi napadli na Nowiny, wyszli z lasu od strony Świdnicy i podpalili wioskę. Zaskoczeni ludzie uciekali wyrwani ze snu w koszulach nocnych, tym co nie udało się ukryć zostali na miejscu zamordowani.

    O świcie część Ukraińców uzbrojonych w karabiny i reszta w narzędzia takie jak siekiery czy widły, otoczyła wieś i zaczęto ją palić oraz mordować Polaków. 10 letnia Ewa Orłowska spłoszona uciekała pośród płonących zabudowań, w oddali zobaczyła wołającego ją polskiego partyzanta Józefa Kazika, który się wcześniej ukrywał w Nowinach. Chciał on zabrać ze sobą dziewczynkę, ale nie zdążyła do niego dobiegnąć, została trafiona kulą, Ukrainiec jeszcze podbiegł do niej i kilkoma strzałami ją dobił.

    W domu zaskoczona została rodzina Krzychów. Zostali rozstrzelani na miejscu. W stodole spało rodzeństwo Bernard i Helenka Krzych, którzy przyjechali do rodziny z Francji na wakacje, ale wybuchła wojna i nie mogli wrócić do domu. Dlatego zostali w Nowinach. Nad ranem obudziły ich strzały, postanowili uciekać. Znaleziono ich potem oboje martwych na drodze, trzymających się za ręce…

    Przy płonącej stodole Ukraińcy nie zdążyli zabić osiemnastoletniej Marysi Orłowskiej. Uderzyli ją kolbą w głowę rozbijając ją. Ciężko ranna próbowała się odsunąć od ognia, ale nie udało się jej, spaliły się jej nogi do kolan, z bólu wykopała w ziemi dziury rękami. Zamordowany został wtedy też Ukrainiec z rodziną, za to że miał żonę Polkę.

    spalone nowiny
    Spalona Wioska

    W ten feralny poranek zginęło 11 mieszkańców Nowin. Niestety potem ginęli następni. W kwietniu 1945 roku na Zagórze koło Starego Brusna zginął Antoni Haliniak, który osierocił ośmioro dzieci i żonę w ciąży. Miejsce jego pochówku do dziś jest nieznane. Michał Bąk zamordowany został w okrutny sposób w lesie bruśnieńskim, uprowadzony z pola, gdzie chciał zebrać trochę zboża. Przed śmiercią był torturowany, wyrwano mu język, wydłubano oczy, pokłuto całe ciało. Ręce miał związane drutem kolczastym. Osiemnastoletni Marian Nepelski zaginał bez śladu idąc do Narola. Po latach okazało się, że został zamordowany w okolicy Gorajca. Zamęczono na śmierć używając bestialskich tortur 23 letniego Michała Krzycha, natomiast Andrzej Mazurkiewicz został rozstrzelany.

    Nowiny niemal całkowicie zostały spalone i rozszabrowane przez Ukraińców. Poniżej lista 17 zamordowanych przez nacjonalistów i bandziorów Ukraińskich – mieszkańców Nowin (w tym nazwiska pogrubione, to ofiary z 19 sierpnia):

    1. Gudz Szymon (75 lat),
    2. Kazik Anna (36 lat),
    3. Kazik Anna (38 lat),
    4. Kazik Katarzyna (38 lat),
    5. Kazik Jan (91 lat),
    6. Krzych Barbara (57 lat),
    7. Krzych Michał (22 lat),
    8. Krzych Bernard (7 lat),
    9. Krzych Michał (36 lat),
    10. Krzych Helena (13 lat),
    11. Krzych Agnieszka (70 lat),
    12. Orłowska Ewa (10 lat),
    13. Orłowska Maria (20 lat),
    14. Bąk Michał (41 lat),
    15. Haliniak Kazimierz (45 lat),
    16. Haliniak Marian (18 lat),
    17. Mazurkiewicz Andrzej (45 lat),

    Do końca nie jest znana liczba zamordowanych mieszkańców Nowin. Ludzie ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach i do dziś nie wiadomo gdzie zostali pochowani. Milicjantami z Nowin Horynieckich, którzy zginęli byli też, Władysław Juzwa i Władysław Hałucha.

    Po wojnie, gdy sytuacja uspokoiła się po Akcji Wisła, kiedy to wywieziono Ukraińców na ziemie odzyskane, niektórzy mieszkańcy Nowin wrócili na swoje gospodarstwa. Wystawiono wtedy też krzyż-pomnik na mogile pomordowanych 19 sierpnia. Odbyła się wtedy uroczystość upamiętniająca owe wydarzenie.

    uroczystosc

    W 2006 roku powstała idea, by postawić pomnik 17 pomordowanym przez bandy mieszkańcom Nowin, tuż obok mogiły, gdzie pochowano 11 mieszkańców Nowin, zamordowanych 19 sierpnia. Inicjatorami wydarzenia były dwa stowarzyszenia: Stowarzyszenie Rozwoju Nowin Horynieckich i Stowarzyszenie Spadkobierców Polskich Kombatantów. 20 sierpnia 2006 roku pomnik został odsłonięty i stał się powodem, dzięki któremu organizowane są uroczystości patriotyczne w tym miejscu.

    fot. z książki „Piastowo”, historia zaczerpnięta z książki „Tam był nasz dom”

  • Wczoraj i dziś

    Pomnik Wolności w 1928 roku podczas odsłonięcia i poświęcenia i to samo wydarzenie w 2017 roku!

    W maju mieliśmy uroczyste odsłonięcie i poświęcenie Pomnika Wolności w Horyńcu, po jego odnowieniu. Alicja Mróz zrobiła niezwykle ciekawą fotografię, którą potem połączyła z archiwalnym zdjęciem, gdzie uwieczniony był ten sam moment, gdy został odsłonięty i poświęcony pomnik po jego postawieniu w 1928 roku.

    foto archiwalne ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego